środa, 29 października 2014

Folk (Panom dziekuję za uwagę).

Wiesiek okupując sklepową ławkę, delektował się smakiem miejscowego specjału o bliżej nieokreślonym wiśniowo-czereśniowym smaku.
Cisza i spokój...
Zmrużył oczy...
Słodką drzemkę zburzył metaliczny dźwięk dwóch motocykli parkujących na placu przed sklepem.
- Dobry, pan tak nie drzemie, bo pana słonko przypiecze...
- Nie przypiecze -Wiesiek uśmiechnął się okazale prezentując braki w swoim uzębieniu.
- Ładne motóry panie, Heniek ma u nas motóra, ale nie take maszynę jak panów.
Motocykle rzeczywiście świetnie się prezentowały. Czarny Awo Sport Rumcajsa połyskiwał wypolerowanymi chromami i głęboko czarnym lakierem. Cienkie szparunki dodawały mu dostojności i powagi. Każdy detal tego motocykla przykuwał wzrok. Jawa 640 Szarego nie ustępowała awiakowi. Obuta w komplet kufrów, błyszczącą czerwienią pełnych owiewek, na swych albuminowych odlewanych obręczach wyglądała bardzo nowocześnie.
- Heh, a dziękujemy, a co to za motocykl ma ten pan Henryk?
- Panie, on to ma WSK, ale mówi, że to nie jest zwykła WSK-a, jaka to ja nie wiem, ale Heniek to czort jakich mało. Panie on kiedyś założył się o litrę spirytusu, że wjedzie tą WSK - ą na dach stodoły po desce i wjechał, podobno w żużlu się ścigał. Taaak panie z resztą on pewno w sklepie jest, zakupy robi.
- Nie bajaj panów Wiesiu, nie bajaj.
W drzwiach sklepu ukazał się człowiek koło siedemdziesiątki,
- Nie bajam, przecie masz wskę, podobno niezwykłą a pany też motórzysci
- Tak, to nie jest zwykła wska.
- A, co w niej takiego niezwykłego? - rzucił Szary.
- Wie Pan, to najszybsza wska z wuesek.
- A tam Heniu wszystkim mówisz najszybsza a nikt jej prędkości nie widział, ty byś wreszcie pokazał, co ona może, to może ktoś by ci uwierzył, a tak tylko mówisz, bujdy tworzysz.
- Jak ci to udowodnić?
- A no weź zmierzymy ci czas, w jakim przejedziesz tę trasę, tu krzyżówka, kościół, tam obok placyku, potem drogą na druge wieś i przez przepust na rzece, obok leśniczówki tym kawałkiem marnej drogi i tu wyskoczysz obok nas. My z panami zmierzymy ci czas, to kilkanaście kilometrów będzie.
- Panie Wiesławie a ile się tę trasę pokonuje?
- Panie, autem tak na złamanie karku pędząc będzie najbiedniej 10 minut..
- Panie Henryku to jak będzie? - Ciągnął temat wyraźnie podekscytowany Rumcajs, Szary w ciszy obserwował bieg wydarzeń..
- Dobra...
Pan Henryk podał swą pamiętającą czasy PRL-u plastykową torbę Rumcajsowi, na chwilę zniknął za sklepem, po czym ukazał się ze swoją niezwykłą WSK - ą. Motocykl na pierwszy rzut oka się nie wyróżniał, wska czwórka, obdrapany lakier bez głębi, chromy już dawno straciły świeżość. Rdzawe plamki pojawiały się w kilku miejscach. Dopiero wprawne oko zauważało inny tłumik, niską kierownicę, dupleksy na bębnach, zawieszenie przednie z MZ TS i małe strumienice na głowicy...
Założył kask-orzeszka i stare angielskie gogle, których pozazdrościć mógł mu nie jeden fan zabytkowych gadżetów.
Szary podał panu Henrykowi swojego Lazera
- Może niech pan weźmie mój kask, jest lepszy.
- Dziękuję młodzieńcze, ale nie umiem w takim jeździć, szykujcie stoper.
Kopnięcie w starter…
Cisza…
Drugie kopnięcie…
Cisza…
Trzecie kopnięcie obudziło silnik.
Szary z Rumcajsem byli zdziwieni dźwiękiem, jaki usłyszeli. Ostrzejszym, bardziej jadowitym niż typowe popierdywanie wueski.
Dźwięk dodawał całej sytuacji powagi, budował napięcie.
- Trzy... Dwa... Jeden... Start...
Wueska z panem Henrykiem wystartowała jak opętana z wiejskiej asfaltówki sprzed sklepu...
.....Dwa, trzy... „Jeszcze kilkaset metrów i wrzucam czwórkę”.
Niepozorny silnik wski w rzeczywistości poddany był kilku dodatkowym zabiegom choćby takim jak polerowane kanały i odchudzony korbowód, nowy tłok z dodatkowym pierścieniem. Czemu jeszcze wiedział tylko Henryk. Pakiet przeróbek czynił z prostej wueszczyny demona prędkości, mitycznego potwora dróg.
Czwórka...
Jeszcze kawałek do krzyżówki...
Redukcja na dwójkę, szybkie naciśnięcie klamki sprzęgła, noga precyzyjnie przerzuca biegi.
Lekkie dohamowanie, droga z pierwszeństwem spokojnie mogę lecieć.
Klik... Trójka...
Klik... Czwórka...
Motocykl szaleńczo rozwija prędkość.
Główna ulica wsi, starowinki zgromadzone pod figurą, dziki ryk dwusuwu... Gwizd... Przeleciał
- Boże, cóż to za wariat tak popędził...
Babinki nie pamiętają takich wyczynów na ich drodze...
Za kilometr kościół, pan Henryk odkręcił manetkę na maksa. Zastrzyk mieszanki zassany pod głowicę wybuchł niespodziewanym jak na wskę przyrostem mocy.
Droga czysta, wąska i połatana, zawiecha wski ostro pracuje, by utrzymać jeźdźca w siodle. Henryk skupiony na wskazówce prędkościomierza i drodze przed sobą liczy metry dzielące go od łuku pod kościołem.
Lekkie dohamowanie, przedni duplex perfekcyjnie wytraca prędkość wski.
Łuk pokonany w kilku sekundach.
Żywioł prędkości ogarniał ciało jeźdźca.
Dreszcz szybkości jak prąd przebiegał po plecach Henryka, pozwalając na chwilę zapomnieć o chorych korzonkach. Adrenalina mieszając się z krwią przykurczała mięśnie, zwężała źrenice tak, by były w pełni skupione na pasie brunatnego asfaltu.
***
- Jak pan myśli panie Wiesławie uda się panu Henrykowi?
- Nie wiem, Heniek słów na wiatr nie rzuca, ale trasa długa, trudna, droga zła... Nie wiem pany nie wiem....
***
Krajobraz za pędzącą wską wzbogacała kościelna wieża.
Henryk szybko analizował w głowie czekający go kawałek trasy, ciekawy kawałek.
Zwolnił na wysokości placyku. „Tu zawsze się ktoś kreci, biegają dzieci, zwierzęta, lepiej uważać, za placykiem znowu odkręcę”.
Dźwięk wueski, przebijał się miedzy wiejskimi domami, rozrywał ustalony porządek dnia. Znowu łuk w lewo, bez hamowań, bez redukcji, lekki kąt zakrętu pozwalał na pokonanie go na pełnych obrotach.
Opuszczał wieś, teraz miał przed sobą bardzo długi kawałek ładnej gminnej prostej. Nie odpuszczał wyjącemu motorowi, kręcił go w obrotach, które dla zwykłej wski były nieosiągalne. Mimo to silnik nie okazywał żadnych oznak zmęczenia...
Cholera, fura z sianem...
Zwolnił nieznacznie by upewnić się o możliwości wyprzedzenia zawalidrogi. Z naprzeciwka zbliżał się jakiś samochód...
„Czekając stracę zbyt wiele czasu, wyprzedzam...”
Odkręcił mocniej, motocykl przeskoczył na przeciwległy pas, Chciał wyprzedzać szerokim lukiem, zrezygnował, prawym bokiem prawie przykleił się do ciągnika z przyczepą.
Winna tego manewru była panna Krystyna, nauczycielka z pobliskiej szkoły, świeżo upieczony kierowca. Henryk źle ocenił jej prędkość, on się zbliżył ku ciągnikowi, ona ogarnięta panicznym strachem przyhamowała zjeżdżając na pobocze.
- Boże, co za wariat, jak mi się ręce telepią, ojejku mało serce mi z klatki piersiowej nie wyskoczy...
„ Huh, dobrze ze wyhamowała, źle oceniłem odległość i prędkość, nie te oko, co za młodu”.
Tak Heniek, postarzałeś się…
Nic, muszę się skupić na dalszym kawałku drogi...
Prostą pokonał w dobrym tempie...
Najtrudniejszy zakręt przed nim...
80 stopni w prawo, nie wiedzieć czemu wyprofilowany odwrotnie niż nakazuje sztuka budownictwa.
Szybko zszedł na przeciwległy pas, zewnętrzna, sprzęgło, redukcja na trzy, sprzęgło, dwójka, sprzęgło, pierwszy bieg, wewnętrzna, zewnętrzna, szybkie naciśniecie klamki sprzęgła, dwójka, sprzęgło, trzy, gaz, obroty w górę, czwórka...
Skup się na drodze, jedź środkiem i pilnuj drogi i tak będziesz musiał lawirować miedzy koleinami.
Wiatr smagał jego pokryta zmarszczkami twarz, pęd, w jakim rozmywał się otaczający go świat cofał go w czasie. Znów poczuł się jak dwudziestoparolatek, jak młody chłopak dosiadający żużlowej jawy, walczący o zwycięstwo swojej drużyny. Jak ten młody zapaleniec startujący NSU swojego wujka w amatorskich rajdach zajmując wysokie pozycję. Zapach pobliskiego lasu, szum zboża, ryk silnika, jak tego lata, gdy po raz pierwszy wyjechali we dwoje na wakacje nad morze.
Przecież to ta sama wueszczyna, to były czasy.
Minął się z jadącym z naprzeciwka policyjnym Uazem....
- Panie Romanie, niech pan patrzy jak pociął, ale wariat, ścigamy go?
- Artur, świeży jesteś, ludzi nie znasz, a się chcesz wykazać, to Heniek pociął wueską, fakt jakoś szybciej niż zwykle i gdzieś reklamówkę zgubił, ale Heńka nie ruszaj, swój chłop.
Przeskoczył przepust nad rzeką, jeszcze kilkaset metrów do wjazdu w las i iście wyścigowej szykany, zredukował do trójki. Gdyby nie reumatyzm i zniszczone stawy złożyłby się na kolanko, tak położył motocykl przycierając szykanę na wejściu podnóżkiem... Teraz zaczynają się zakręty dla prawdziwych motocyklistów. Szybki wlot prostą na górę. Później szykanowaty zjazd z marną nawierzchnią. Kontrolował lekkie uślizgi tyłu na przefrezowaniach, na wyjściu z prawoskrętnej szykany uwolnił kilkanaście koników drzemiących w niepozornym silniku, gumowe kopyta Stomilu rozpędzały świdnickiego rumaka...
Łuk, lewo, szybko bez hamowań, prosta maks, dohamowanie na 3 biegu...
Wyjście kawałek prostej pokonany na trójce, ostry skręt z asfaltu na żużlówkę, ostatni etap drogi. Zmiana nawierzchni targa wueską. Henryk, wprawiony w żużlowych wyścigach z mocnym uślizgiem tylnego koła pokonuje zakręt. Żużel strzela spod koła w każdą stronę. Wueska stabilizuje się w idealnym torze jazdy.
Przepustnica podniesiona do góry, puszcza pod niewielki tłoczek mgiełkę paliwa z tlenem...
Obroty rosną...
Henryk poluzowuje uścisk kierownicy, stare wyścigowe rękawice na coś się jeszcze przydały. Motocykl pokonywał żużlową drogę z zawrotną prędkością, wzbijając tuman kurzu pachnący spalinami.
Nie znał swego czasu, wydaje się być całkiem dobry... Siarczysty ryk niepozornego motocykla świdnickiej stajni roznosi się szerokim echem nad lasami.
Jeden z dołów żużlówki niebezpiecznie podbija koło wski, odrywając od podłoża motocykl, który lekko wężykuje. Odjęcie gazu wyprowadza go na prosty tor...
„Lepiej trochę zwolnię, szkoda byłoby zakończyć wyścig przed metą”.
Tylko dziesiątki metrów dzieliły go od wjazdu do leśniczówki, za wjazdem, kawałek nowego asfaltu, jeszcze nie dość nagumowanego, ale mało uczęszczanego. Trzeba tylko uważać na mokre liście, a tak ile fabryka dała...
Z daleka słychać było agresywny dźwięk podkręconego silnika wski.
- Panowie zbliża się, jest gdzieś blisko, mierz pan czas, za chwilę będzie.
Wiesiek mocno ekscytował się całym zdarzeniem.
Koniec wiejskiego wyścigowego toru już tuż, tuż...
Ostre hamowanie tuż przed znakiem „ustąp pierwszeństwa”, tak by urwać kilka setnych sekundy. Pas czysty, Henryk, zjeżdża na asfalt jak zwycięzca.
Odpuszcza silnikowi, podnosi się znad kierownicy...
Silnik na wolnych obrotach odpoczywa po niezwykłym wyścigu..
- 7 minut, 14 sekund, panie Henryku, 7.14, To chyba świetny wynik? - Rumcajs nie kryl zachwytu.
- Niezły, ale mógł być lepszy, he he he,
- Niezwykły motocykl, niezwykły kierowca - rzucił Szary.
- Henryś dałeś czadu, prawda to, że ta wska niezwykła jest, a powiedz jeszcze naprawdę wjechałeś na tę stodołę? Wiesio również nie krył entuzjazmu.
Pan Henryk tylko się uśmiechnął i wzruszył ramionami...
Wziął torbę od Rumcajsa, przewiesił przez kierownicę, gogle podciągnął na kask.
- Z tobą, Wiesiu, się jeszcze rozliczę... A panom, hmmm… Panom dziękuję za uwagę.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz