wtorek, 28 października 2014

Easyrider

Kostki lodu zabrzęczały o szkło wpadając w niewielką ilość szkockiej whisky. Wziął butelkę coca coli uzupełniając zawartość szklanki tak by korzenny smak i aromat wiskacza nie uderzał zbytnio w kubki smakowe ale delikatnie pieścił je i drażnił. Wrzucił plaster cytryny i zakołysał szklanką. Na chwilę wbił wzrok w bulgoczący od dwutlenku węgla napój. Westchnął.
To wszystko jest jakieś dziwne.
Co to ma znaczyć?
wyszedł z kuchni i usiadł w fotelu.
Zasmakował trunku.
Spojrzał na lezący na stoliku kawałek papieru i kopertę. Odstawił whisky i po raz kolejny zaczął czytać...
Nie to jest nieprawdopodobne...
 Kto w dzisiejszych czasach pisze listy?
Dziś wszystko załatwia się przez internet, przez portale społecznościowe albo telefony a listy... hmmm chyba nikt już ich nie wysyła... Nikt poza nią...
Nie znalazła go w  wirtualnej sieci kłamstw i kiczu wiec napisała na dawny adres...
Skąd wiedziała ze list dojdzie?
No tak...
Zaśmiał się i położył wyraźnie zniszczoną od czytania kartkę na stole.
Wyszedł na balkon zaczerpnąć powietrza i raz jeszcze ułożyć sobie wszystko w  głowie.
Zapalił papierosa.
Kiedyś nie paliłem...
W ogóle kiedyś byłem inny...
Innym mnie znała i zapamiętała.
Wtedy gdy byliśmy bliżej... właśnie czy byliśmy???
Ale już nie jestem tamtym człowiekiem.
 Po tamtym spotkaniu zmienił swoje życie...
Zamknął się na świat i ludzi. Wyautsajderował z życia. Stanął gdzieś na uboczu pościgu za pieniądzem i karierą , stanął jak widz patrzący z politowaniem na wszystko całkowicie odcinając się od tego co oglądał. Odbierał wszystko martwo i obojętnie.
Nie nie unikał ludzi, lubił pogadać z innym człowiekiem,  popatrzeć na to jak  inni cieszą się każdą cząstka życia, ba nawet można  powiedzieć ze cieszył go fakt  bogactwa  przeżyć innych ludzi. Ale ludzi ciekawych spotykał coraz rzadziej... Był odludkiem którego wszyscy lubili ale nie na tyle by dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Pasowało mu to ale czasem bolało bardzo mocno....
Wbił wzrok w topniejące  kostki lodu....
Ja samemu sobie pan, ja i mój zamknięty świat.., Świat który tak długo budowałem po jej wyjeździe... Znaliśmy się do dziecka. Ona wyjechała na drugi koniec polski on został tu gdzie zawsze.
Boże czego ona ode mnie możne teraz chcieć? czego oczekuje?, dlaczego napisała ten list?
Tak łatwo zburzyła jego wewnętrzny spokój ducha i zabetonowaną szarość życia ze nie wiedział co ze sobą zrobić.
Wziął list w rękę.
Spojrzał na pisane z wielka starannością wyrazy, na ich emocjonalny krój, na ukrywane w niektórych słowach uczucia ...
  - I co zrobisz ? -
Odstawił szklankę wziął ze stołu portfel, podpiął jego srebrny łańcuszek do szlufki dżinsów.
  - Co głupku robisz? -
Westchnął wypuszczając z powietrzem cześć ciezaru jaki go męczył.
Problemy najlepiej rozjeździć
Tak zrób...
Zdjął z szafki kask, zerwał z krzesełka czarna kurtkę. Po chwili odnalazł gdzieś zagubione rękawice.
Spojrzał na list... na kopertę z adresem zwrotnym..
Sam się sobie dziwił.
Wsunął kopertę w wewnętrzna kieszeń kurtki.
Podświadomość coś skrywała.
otworzył garażową bramę, lekki snop światłą oświetlił zaparkowaną na bocznej kosie Californię. Motocykl kreślony włoska ręką był jego odwiecznym marzeniem.
Wtedy nie był motocyklista a motocyklowym marzycielem.
V-ka Moto Guzzi szybko zatańczyła w niskim zakresie obrotów, delikatnie szemrając coś z tłumików.
Dobre wiedział co chce mu powiedzieć.
 Zamknął garaż
Spojrzał na zawartość portfela, przesuwając kciukiem kilka banknotów, śmierdzących jego ciężka pracą i niespełnionymi pragnieniami.
Zapiął pierwszy bieg.
Wysoka temperatura nie zachęcała do motocyklowych wyjazdów. Szczerze mówiąc to nie miał ochoty na jazdę w upale. Ale dzisiaj musiał, musiał coś ze sobą zrobić żeby psychika nie zniszczyła go od wewnątrz.
Motocykl wyłączał zbędne myśli.
Tumanił nerwy oktanami.
Po prostu jechał.
Czasem robił przerw na tankowanie. Siadł w  barze na stacji wypijał kawę gapiąc się w telewizor który znów truł polityką, przestępstwami i marnymi dziennikarskimi sensacyjkami.
Musiał oderwać od niej myśli.
Spojrzał na barmankę.
Uśmiechnęła się tak jak ona...
  - Kurde co się ze mną dzieje...
Dopił kawę
przeszedł na druga stronę ulicy zapalić papierosa. Usiadł na krawędzi rowu wpatrując się na zaparkowaną Californię, która teraz oglądał ojciec z małym dzieckiem  wyraźnie majacym ochotę  wspiąć się na siodło i poudawać ze kieruje
Ojciec odszukał go wzrokiem,
Nic nie mówił, skinął głowa i się uśmiechnął.
Malec z radością podskakiwał na maszynie kręcąc manetką.
Uwielbiał dawać innym powód do radości.
Mało nie poparzył się palącym kiepem.
Zgasił go na chodniku.
Trzeba ruszać.
Poprawił chustę i rękawice.
Włoszka znów nuciła mu coś do uszu...
Mechaniczna kobieta odurzająca jego rozsądek
Asfalt jest monotonny.
Brunatny.
Smolny.
Kojący.
Nie straszny był mu zapadający zmrok, z resztą nie wziął namiotu...
Atramentowe niebo co raz przecinały błyskawice zapowiadające ostrą ulewę...
V-ka nie gasła.
Z trudem przedzierała swój słaby basowy pomruk pomiędzy tęgim basem grzmotów.
Dasz maleńka radę.
Zawsze dajesz...
 Co ty głupku robisz..
Deszcz dopadł go później niż się spodziewał.
Założył skórzane spodnie ukryte w bocznej sakwie
Ciemna noc.
Deszcz.
On samotny jeździec walczący z naturą ziemi ale i z z naturą samego siebie
Z naturą ludzkiego życia
Spokojnie pokonywał zakręty.
Światełka Moto Guzzi przesuwały się po ciemnym jak sadza krajobrazie.
Czuł zmęczenie
Przetarł palcem wskazującym szybkę kasku.
Przestrzelił zakręt oślepiony błyskiem pioruna
Wyhamował...
Złapane pobocze położyło go bokiem na asfalcie
Delikatnie uderzył kaskiem o asfalt.
Spojrzał w niebo.
Wprost nad jego głową nie było chmur a kilka gwiazd...
Gwiazdy
Tak dawno na nie patrzył
 One są takie jak wtedy...
 Jak tamtego lipcowego wieczora
 Jak...
Resztki rozsądku kazały mu się szybko poderwać z asfaltu.
  - Co ty robisz...
Spojrzał na stan licznika.
Jeszcze kilkadziesiąt kilometrów
 Gdzie ja w ogóle jadę?
Postawił motocykl.
Wzrokiem szukał uszkodzeń..
Poczciwa Włoszka się nie dała
jechał dalej
Deszcz co nie co odpuścił
Wjechał do miasta.
Odnalazł..
Stanął przed kamienicą
  -  Co ty robisz??
  - Boże co ja robię...
Wszedł na klatkę.
Znalazł drzwi.
Spojrzał na zegarek
6.30
12 godzin jazdy.
Westchnął ale ciężar nie spadł mu z serca.
Nie wie co go tutaj zaciągnęło....
Nacisnął na dzwonek
Oparł się plecami i jedną noga o ścianę tak by umknąć czujnemu oczku judasza.
Nie chciał się zdradzić...
Chwila trwała wiecznie...
Oparty o kolano kask Airoh zdobiło kilka rysek na tylnym logu.
Krople wody spływały mu po skórze i rozbijały się z niebywałym hukiem o kamienna posadzkę...
Serce tłukło mu  się w klatce piersiowej.
  - Co zrobi?
  - Co się stanie?
  - Co zrobiłeś?
  - Co teraz będzie?
Drzwi uchyliły się nie wiadomo kiedy.
- Przepraszam? jest tu kto.....
Spojrzała na niego...
 Podniósł lekko głowę..
 Spotkali się wzrokiem...
 Jej oczy zabłysnęły łzami,....
 krople nadal huczały o posadzkę...
 Serca tłukły...

Objęła go za szyję i wtuliła się w kołnierz kurtki......
Zamknął lekko oczy....
Objął ją w pasie.....
Przytulił...
Pachniała tak jak dawniej...
W duszy słyszał tylko:
Zrobiłeś to......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz