poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Sturmiwind I : Porytowe wzgórze

Kolejny punkt na trasie naszego szlaku AK. Porytowe wzgórze pod Janowem Lubelskim. Nie sposób pominąć te miejsce na naszej trasie. Dlaczego? Dlatego że wydarzenia z czerwca 1944r. które tutaj się wydarzyły miały pokazać naszym partyzantom co ich  czeka,. Te wydarzenia mogły być dla nich lekcją do odrobienia przed kolejnym starciem, ale nie były.  Przynajmniej nie dla wszystkich. Ciężko tu stać, widząc oczyma wyobraźni to co miało tu miejsce. To co miało później miejsce pod Osuchami. Ciężko nabiera się tu powietrza i opowiada o tych wydarzeniach, ale posłuchajcie.

Pamiętacie co wcześniej mówiłem o zamojskiej partyzantce, o jej sile, zorganizowaniu i determinacji w działaniu? Niemcom ona nie leżała. Z resztą od początku wojny starali się ją zwalczyć sporymi środkami,  a ta wciąż uprzykrzała im życie. Rok 1944 przynosił złe wieści z ciągle cofającego się frontu, więc Wermachtowi przydało by się dobre zaplecze i "czyste tyły" z którymi był problem w postaci naszego AK, AL i Bch. Tych terenów Niemcom nigdy nie udało się w całości zawładnąć gospodarczo i militarnie. Świetnie zorganizowana partyzantka skutecznie uprzykrzała życie niemieckim osadnikom, notorycznie niszczyły najważniejsze linie kolejowe i nawet pozornie drobnymi akcjami dawały znać o swoim istnieniu, będąc ostrą drzazgą w oku Adolfa. Taką niepozorną, ale strasznie bolesną i upierdliwą. Załamanie frontu było coraz bliższe, Rosjanie swą dziką czerwoną watahą łoili Niemców każdego dnia.
 Szóstego Czerwca 1944r. Hans Frank wraz ze swoją hitlerowską świtą, postanowił o przeprowadzeniu szeroko zakrojonej akcji przeciwpartyzanckiej w lasach janowskich i Puszczy Solskiej.  Założenia akcji Były proste: każdy mężczyzna przebywający w pobliżu lasów w wieku 16-60 lat to potencjalny partyzant  który musi zginąć, kobiety i dzieci mają zostać wywiezione do Rzeszy a spalenie kilku czy kilkunastu wiosek jest manewrem koniecznym. Jak to wykonać? z Niemiecką skrupulatnością, trzeba zaplanować całą akcje angażując w to możliwie największe środki, by totalnie unicestwić buntowników. 
3 Dywizje Wermachtu, brygada kawalerii kałmuckiej dr. Dolla, pułk kozaków i polowy pułk strzelców, budzą respekt.
Wiadomo, ze bezmyślne zniszczenie kilku wiosek i rozłożona w czasie obława nie przyniesie zamierzonych skutków a tylko rozjuszy partyzantów mogąc spowodować dodatkowe bunty ludności cywilnej. Stąd sekretarzowi Koppe polecono aby omówił całą akcję z właściwymi organami i o wszystkim informował Gubernatora Wendera.  Akcji nadano kryptonim Sturmwind "Wicher", i podzielono na dwa etapy: pierwszy, mający istotny wpływ na drugi etap, obejmujący akcje w lasach janowskich, oraz etap drugi obejmujący Puszczę Solską. W akcji miało wziąć udział 30 000 (!) żołnierzy wermachtu, pod dowództwem gen. Haenicke i gen. Borka.  Wiem ze nie wyobrażacie sobie tej liczby żołnierzy i dysproporcji sił.  Pozwólcie że wam to inaczej unaocznię. Każdy kojarzy lądowanie w Normandii.  Na plaży pierwszego dnia wylądowało około 40 tys żołnierzy alianckich. Niemcy do Strumwindu rzucili 30 tys. O d-day każdy mówi bo taka ogromna operacja a o Sturmwindzie i bohaterskiej obronie partyzantów niewielu pamięta.
Preludium do akcji Stanowiły skoordynowane bombardowania Osuch i Borowca oraz pacyfikacje ludności połączone z działaniami przeciwpartyzanckimi oraz aresztowaniami osób podejrzanych o walkę podziemną. Uaktywniono też Upa które , z właściwym sobie okrucieństwem mordowało całe wsie, dopuszczając się zbrodni obrzydliwszych niż te  które przypisuje się hitlerowcom czy urkom w łagrach.
 Teren do walk był trudny ale od dawna nasza partyzantkę wspierały oddziały partyzanckie radzieckie - Miszki Tatara pod wodzą Wasyla Menżewadze, Woronowa o Grigorienki, Małynina. jednak podczas większości walk w akcji Sturmwind były one zdane  na siebie, jak i podczas ochrony polskiej ludności cywilnej, ewakuowanej za linię bezpieczeństwa ustaloną pomiędzy punktami Bełżec- Ruda Różaniecka- Lubliniec - Dzików Nowy i Stary- Osuchy - Babice oraz Pisklak - Wola Różaniecka- Kulasze - Bryska Wola - Kuryłówka. 28 maja brygada kawalerii płk. Dolla w sile 4000 żołnierzy wtargnęła na Zatanwie i pod długich walkach linia frontu ustaliła się na rzece Tanew. 9 czerwca kałmucy Dolla plądrując wsie, gwałcąc i mordując wycofali się za Tanew wpuszczając na swoje pozycje Wermacht .
 Do Polskich żołnierzy podziemia dołączyły oddziały sowieckie Kowalewa i Szangina, jednak jak się miało później okazać ta walka z Niemcami miała być inna niż wszystkie. Tej Niemcy nie zamierzali przegrać a wygrać miażdżąc na proch partyzantkę. Stąd mimo trudnej sytuacji na froncie, w walki zaangażowali 30 000 żołnierzy, (3 dywizje), pułk strzelców, brygadę kałmuków, 2 bataliony Schutzpolizei, pododdziały 4 armii pancernej, mniejsze oddziały Wermachtu bombowce i sprzęt pancerny
 Układ sił 30 tysięcy kontra nieco ponad 3 tys. Sama ta, dysproporcja miażdżyła naszych partyzantów,  pamiętajmy jeszcze o wyposażeniu i zaopatrzeniu w amunicję. Tragicznie.
 Akcję Niemcy rozpoczęli już 3 czerwca koncentrując siły wzdłuż linii kolejowej i drogi na Biłgoraj, bombardując jednocześnie wieś Szklarnia. Niemcy zamierzali zacieśniać pierścień ale dzięki napływającym informacjom z okręgu krakowskiego AK o gromadzeniu się sił Nieprzyjaciela i punktach najbardziej obsadzonych  kilku kompaniom 1 brygady AL, oddziałowi AK "Żbika" i szkole podoficerskiej "Lancy" udało się za w czasu wydostać z okrążenia u przedostać za San. Kilka dni  oddziały partyzanckie staczały niewielkie potyczki z wermachtem, ale prawdziwa walka dopiero miała się rozpocząć.


Kałmucy nacierali od strony Tanwi i natknęli się na oddziały BCH  „Lipy” (por. Julian Kaczmarczyk). Potyczka wyglądała na z góry przegraną. „Lipa” znajdujący się pod wsią Graby, mając oddział złożony z 16 ludzi, żadnej możliwości wsparcia, a podjął walkę z kawalerią Dolla, rozstawiając 4 ludzi jako osłonę dla wsi Majdan Jarociński, zaś z pozostałymi 12 zajął pozycje obronne od strony wsi skąd nadeszło główne niemieckie natarcie. Nasi dzielnie odparli atak nieprzyjaciela zadając mu całkiem poważne straty. Niemcy niespodziewani się tak dużego oporu, stad też ich natarcie było niedokładne a wręcz chaotyczne i co ważne pozbawione ognia zaporowego. Ale to nie wszystko Bch „Lipy” odparły atak  i udały się w pościg za wycofującymi kawalerzystami Dolla. Uwierzysz w to? 16 ludzi, odparło świetnie wyszkolonych żołnierzy , świetnie wyposażonych i w całkiem pokaźnej liczbie. Pościg przerwało włączenie się do walki Niemieckich oddziałów odwodowych zmuszających oddział „Lipy” do wycofania na pozycje obronne położone na skraju lasu, gdzie po trzygodzinnych walkach do ostatniej kropli krwi , wszyscy nasi zginęli. Z oddziały  ocalało jedynie 4 partyzantów osłaniających wieś Majdan Jarociński, którzy wycofali się do wsi Nalepa.
Niemcy nadziali się również  na oddział sowiecki i oddział polsko - sowiecki „Muchy” stacjonujący pod wsią Momoty Jakubowe, oraz skutecznie wstrzymując natarcie nieprzyjaciela oddziały kpt. Jakowlewa w okolicach kolonii Kiszki, a  oddział mjr Karasimowa rozbiła przednią straż oddziału ekspedycyjnego pod Szwedami.
Walczące oddziały partyzanckie zarówno polskie jak i sowieckie zdawały sobie sprawę z fatalnego położenia w jakim się znajdują, tym bardziej że Niemcy włączyli do akcji wozy pancerne, sukcesywnie zacieśniając pierścień. Należało szybko działać stąd 12 czerwca w miejscowości Szwedy zebrali się na naradzie dowódcy wszystkich 13 oddziałów  liczących około 3 000 partyzantów i podporządkowali się dowództwu ppłka Prokopiuka.  Założenie taktyczne było jedno, przyjąć atak Niemiecki i go przełamać.
Oddziały Prokopiuka zaczęły się okopywać tu gdzie stoimy, na Porytowym wzgórzu. Wciąż odpierano ataki nieprzyjaciela i organizowane własne kontry w których zniszczono niemiecki samochód pancerny, zdobyto dokumenty sztabowe i kilku zakładników. Szczególne znaczenie miało właśnie zdobycie tych dokumentów i jeńca – kpt. Wermachtu przez ppłk Pielucha „Gałecki” oraz majora Czepiga , dzięki czemu poznano rozkład sił Niemieckich, ich wielkość i przewidywaną datę natarcia, - 14 czerwca godz. 7 rano.

Zgodnie z planem 14 z wsparciem artyleryjskim Niemcy uderzyli na Porytowe wzgórze. Ostrzał artyleryjski zmusił żołnierzy AL walczących pod Flisami  do wycofania się ze swoich pozycji.  Szybką decyzją sztabu ze wsparciem przybyli im partyzanci 2 kompani sowieckiej Ławrowa. Wzmocnienie okazało się zbawienne, obroniono zajęte przy wycofaniu pozycję, zorganizowano kontratak w którym zdobyto utracone początkowe pozycje. Niestety, te walki jak kostki domina spowodowały rozpoczęcie walk na całym okręgu oblężenia.

 O 9.30 oddziały kompanii Pietrowa starły się z z około 50 osobowym oddziałem niemieckim. Nieprzemyślany atak Wermachtu odbił się na ich stratach. Ruszyli tyralierą, wyprostowani, prężni i dumni jakby chcieli pokonać partyzantów psychologią i poczuciem własnej siły. Przeliczyli się Pietrow dopuścił ich na stosunkowo bliską odległość od swoich okopanych ludzi wyposażonych w karabiny maszynowe. Gdy Otworzono ogień  żołnierzyki Adolfa kładły się  tracąc życie pod gradem kul.
Niemcy zaatakowali artylerią. Ostrzelali oddziały i znów ruszyli tyralierą. Liczniejsi bo w liczbie 300 ale wcale nie mądrzejsi o nauczkę jaką dostali przy pierwszym ataku.
Rosjanie skutecznie odparli  drugie natarcie, jednak przy trzecim natarciu Niemcy opanowali polanę i umocnili się na swoich pozycjach. Ale jakim kosztem.

Pamiętacie o zdobytych dokumentach sztabowych? znów okazały się przydatne. Niemcy byli wspierani przez lotnictwo,  które odczytując miejsca  ataku  oznaczone przez rozłożone białe trójkątne  płachty miało skutecznie likwidować pozycje partyzanckie. Ale  ppłk Prokopiuk wykazał się wielkim kunsztem taktycznym i sprytem i przy użyciu czas spadochronów i białych rakiet zmyliły siedem bombowców, które  zrzuciły swój ładunek na pozycje niemieckie.

 Porażki Niemców musiały boleć Gen. Haenicke, który zdecydował o podpaleniu zachodniej strony lasu.

Miejscami ogień wygasł ale pogorszył sytuację oddziału „Muchy” który  został zaatakowany potrójną  gwałtowną tyralierą Niemiecką, którą udało się skutecznie odeprzeć.

W połowie dnia doszło do przerwania walk. Bilans był korzystniejszy dla Partyzantów, mimo ataku artyleryjskiego poniesiono niewielkie straty jednak kurczyły się zapasy amunicji.
 Lejtnant Pietrow, zdołał nawet przesunąć linię obrony na nasza korzyść, stąd zadecydowano o wsparciu go przez 3 kompanię sowiecką, aby zagęścić od wschodu linię obronną ppłk. "Galickiego" i mjra Czepigi.
Niepocieszające było to że oddziały Haenicke nadal stwarzały zagrożenie ze względu na swoją liczebność, choć, jak donosiły najnowsze meldunki zwiadu do walki szykowały się oddziały  kałmuckie Dolla, które powróciły znad Tanwi. Czyżby Siły Niemieckie się kurczyły? Na to wyglądało.

O 16 Niemcy uderzyli ponownie w dwóch następujących z kilkunastominutowym przesunięciem miedzy sobą, atakach.
 Pierwszym od zachodu który miał zepchnąć walczących nad rzekę Branwię i drugi, główny, od wschodu w którym udział brały tankietki, artyleria, skierowany na pozycję ppłk Prokopiuka,


Szybko unieszkodliwiono tankietki, skutecznie obroniono własne pozycje i nie czekano na kolejny atak nieprzyjaciela.  Lejtnant Pietrow rzucił się ze swym oddziałem do kontrataku i zdobył baterię niemieckich granatników z działem 75 m, okupionych niestety śmiercią samego Pietrowa. Heroiczny czyn Pietrowa miał ogromne znaczenie dla dalszych losów starcia.
Niemcy ponieśli bardzo poważne straty zarówno w ludziach jak i w broni, zdając sobie sprawę że następne ataki przyniosą kolejne ofiary postanowili oczyścić pozycję przy użyciu artylerii. Polsko – sowiecka ofensywa w osobach lejtnanta Kutiszczewa st. ogniomistrza. Mariana Mizgalskiego "Wrony" zaczęli ostrzeliwać nieprzyjaciela z ich własnego działa. Niemcy zgłupieli, dosłownie, musieli nie mieć wiadomości że utracili jedną baterię granatników i działo gdyż przekonani o tym że ostrzeliwuje ich własna artyleria rozświetlili niebo serią rakiet dzięki czemu dokładniej ustalono ich pozycje i powzięto wiadomość że  wsie Uście i Szewce nie są zajęte przez Niemców i stanowią punkt wyjściowy do wyrwania się z kotła.
Późną nocą Niemcy uderzyli ponownie na wschodnie i zachodnie skrzydło obrony prowadzonej przez 1 i 3 kompanię sowiecką, pod dowództwem, ST. Lejtnanta Gorowicza. Ponownie odparto Niemieckie uderzenie,  i co ważne zdołano przesunąć się o kilkaset metrów naprzód na  wschodzie, na zachodzie nie było tak optymistycznie i utracono część pozycji.  Do walki włączyła się odwodowa kompania NOW – AK „Ojca Jana” pod dowództwem „Konara” (Bolesław Usnow) którego umiejętny i dojrzały taktycznie  kontratak  ustabilizował linię obrony, przy stosunkowo niewielkich stratach wśród żołnierzy – 2 zabitych i dwóch rannych.

 W międzyczasie ppłk. Prokopiuk dokonał wyłomu w Niemieckim okrążeniu, umożliwiającym wycofanie się walczących w rejony Puszczy Solskiej. Zorganizowano szpital polowy i tabory, AL zamykała wycofującą się kolumnę. Majorowie Czepiga i Wasilienko podjęli  brzemienną w skutkach decyzję o przebijaniu się na własną rękę. Byli blisko celu gdy natrafili na okopane oddziały niemieckie które nie szczędziły im kul. Wszyscy zginęli. Od Prokupiuka odłączył się także „Konar” ze swym oddziałem ( Konar nie wszedł do Puszczy Solskiej”). Wkrótce oraz  ppłk Walentin Pielich "Galicki". Około północy w nocy z 14 na 15 czerwca bez walki opuszczono Porytowe Wzgórze.

Jednak to nie był koniec walk. Płk. Doll wraz ze swoją kawalerią kałmucką w sile  3 dywizjonów zaatakował kolumnę prowadzoną przez ppłk. Prokopiuka, gdy ta odpoczywała we wsiach Szeliga  i Ciosmy /Podpułkownik znów wykazał się niebywałym instynktem strategicznym. Wpuścił w głąb kolumny partyzanckiej kawalerzystów i zamknął ich w okrążeniu miedzy w/w wsiami. Można powiedzieć, że przyjął ich taktykę, a siła partyzanckiego  uderzenia zmusiło Kałmuków do wycofania się stronę błot zejścia z koni, co przypieczętowało ich klęskę. Mjr. Karasiow i ppłk Prakopiuk w tej akcji zdobyli 200 koni i spora ilość broni i amunicji.

Niemcy ponieśli niezwykle bolesną klęskę. W szpitalu w Janowie Lubelskim przebywało 1200 żołnierzy Wermachtu, 495 zginęło. Straty wśród połączonych sił partyzanckich polskich i sowieckich wynosiły jedynie 105 poległych, 107 rannych i 25 zaginionych.  . Niemcy twierdzą że w lasach janowskich poległo kilkuset partyzantów, jednak ciężko im wierzyć, widząc ich zachowanie po akcji Sturmwind I. Do 20 czerwca pacyfikowano janowskie wioski, mordując bestialsko 100 osób a 4000 wywożąc do obozu w Biłgoraju. Rozstrzelano również 100 osób we wsi Harasiuki w tym 40 polskich i sowieckich partyzantów. Na pobitewne pobojowisko i w lasy spuszczono ocalałe hieny Dolla. Dlaczego jedynie? Przecież wiesz.

W związku z  obsadzeniem szosy Biłograj – Zwierzyniec oraz lasów terespolskich kolumna partyzantów skierowała się w stronę Puszczy Solskiej. Gdzie już za kilka dni musiała przyjąć drugie uderzenie niemieckiego wichru.
Wiatr owiewa mi głowę pełną wyobrażeń o tych wydarzeniach. Kto wie czy moimi ciężkimi motocyklowymi butami nie depczę piasku który przyjął krew walecznego powstańca. Wiatr, szumiąc w uszach podpowiada jedyny słuszny kierunek dalszej wyprawy : Osuchy. Salutuję poległym składam ukłon oddając im należny honor. Przydała by się łza spływająca na ich mogiły. To byłby największy wyraz wdzięczności za ich heroiczną walkę. Wracam do motocykla. Zakładam kominiarkę i kask. Może kiedyś któryś z nich zakładał w tym miejscu spadający hełm? Spoglądam przez ramię jeszcze raz na las i wzgórze, czas ruszać oddać pokłon waszym kompanom poległym pod Osuchami.

artykuł powstał w oparciu o  stronę internetową:
http://www.dws-xip.pl/PW/bitwy/pw93.html
 oraz książkę AK na Zamojszczyźnie Jerzego Jóźwiakowskiego , Wydanie II" Norbertinum" , Lublin 2007 
















 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz